4 maja 2013

Majowe podboje

Tyle się ostatnio działo, że nie miałam nawet w ciągu dnia czasu usiąść i napisać, z kolei wieczorem byłam już tak padnięta, że nawet nie chciało mi się włączać komputera.
Zacznę może od tego, że wczoraj w związku z niezbyt ciekawą pogodą przesiedziałam cały dzień nad blogiem czego efekt widać obecnie. Nie byłam zadowolona z jego wyglądu więc cały dzień kombinowałam z szablonami, ale żaden z nich nie przypadł mi do gustu. No i tak właśnie powstał ten szablon, na którym teraz pracuję ale wciąż nie do końca mnie on przekonuje także niewykluczone, że jeszcze jakieś zmiany będą miały miejsce.

A teraz to rzeczy! W ogrodzie siedziałam od wtorkowego popołudnia więc mam czym się pochwalić.

Zacznę od skalniaka. A ze skalniakiem to nielicha historia się urodziła. 10 lat temu został on ułożony i obsadzony, jednak w chwili obecnej jedyne, co przykuwało uwagę, to płożący się iglak, który zarósł cały skalniak. Właściwie nic poza nim nie widać na horyzoncie.

Poczułam motywację i zapał, żeby odnaleźć zagubiony skalniak i od nowa go obsadzić. No i jak to bywa z widzimisię kobiecymi jak chciałam tak zrobiłam. Na początku myślałam, że iglak jest złożony z trzech mniejszych. Wzięłam więc sekator i zabrałam się do cięcia. Niestety już po pierwszej gałęzi jasne było, że sekator nic tu nie zdziała. Z pomocą przybył Krzyś, który zaczął mocować się z krzaczyskiem siekierką. Po jakiejś godzinie cięcia i wywożenia został nam do wyjęcia jedynie korzeń. Jakie było moje zdziwienie kiedy okazało się, że nie dość że nie są to trzy iglaki tylko jeden, to jeszcze nie rośnie on na skalniku a obok niego. Niestety na reanimację drzewka było już za późno i zostaliśmy z gołą ziemią, jednym wielkim niekończącym się korzeniem i kilkoma kamieniami od skalniaka.
I tak na wyjęcie korzenia poszły dwie łopaty- jedna była już nadłamana a drugą ja złamałam. Korzenia oczywiście w całości nie udało się wyjąć.
Widok nie był za ciekawy ponieważ nie było ani krzaczyska, ani trawy, ani pomysłu co z tym fantem dalej począć. Zostawiliśmy więc skalniak na później, zwłaszcza że było już późne wtorkowe popołudnie a następnego dnia czyli 1 maja i tak wszystkie sklepy były pozamykane.
Do tematu wróciliśmy 2 maja wykorzystując jedyny biskupiecki sklep ogrodniczy. Poza nami na ten sam pomysł wpadła połowa Biskupca i okolic, na parkingu pod sklepem nawet nie było jak zaparkować. W związku z tym, że dysponowaliśmy niezaplanowanym terenem do obsadzenia postanowiliśmy kupić 3 iglaki (ale nie płożące) i wysypać teren korą, żeby wszystko utworzyło ładną kompozycję. Dodatkowo zakupiliśmy też kwiaty do obsadzenia donic przy schodach- ale o tym później.
Okazało się, że wybór iglaków wcale nie był łatwy. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na dwie sosny górskie i modrzew japoński a także jabłoń kolumnową, która zostanie posadzona w innej części ogrodu.

Zakupiliśmy też brązową korę. Po powrocie z zakupów zabraliśmy się do obrabiania terenu pod iglaki oraz do odkopywania zaginionego skalniaka. Krzysiek wywiózł 6 taczek ziemi żeby obniżyć trochę teren na potrzeby wysypania go korą. Odkopaliśmy też skalniak, wszystkie kamienie podnieśliśmy nieco wyżej, wypieliłam ziemię i skalniak był gotowy do obsadzania. Na skalniak posadziłam rojnik murowy, i jeszcze trochę pnącej rośliny której nazwy nie znam bo wzięłam ją z innej części ogrodu.


Po chwili przemyśleń stwierdziliśmy jednak, że przecież nie możemy wysypać kory na ziemię bo się z nią zmiesza i efekt nie będzie taki jak sobie zaplanowaliśmy. Ruszyliśmy ponownie do sklepu ogrodniczego, kupiliśmy włókninę oraz taśmę do oddzielenia trawy. Po powrocie obłożyliśmy nią cały teren i wykopaliśmy miejsca na iglaki.

Zostało tylko posadzić drzewka i wysypać korą, i rabato-skalniak gotowy. Otworzyliśmy więc korę a tu... ZONK. Kora okazała się być mielona a nie ozdobna. Wykorzystaliśmy ją do przygotowania mieszanki do sadzenia iglaków. No i niestety drzewka były posadzone a efektu dalej nie było widać bo zamiast kory leżała włóknina.

Było już późno i sklep ogrodniczy był już zamknięty. Na nasze szczęście sąsiad z naprzeciwka zajmuje się ogrodami i okazało się, że ma korę ozdobną. Zdecydowaliśmy się na czerwoną, bo naturalnej nie było do wyboru. Na obsypanie tej rabaty zużyliśmy 250 litrów kory. Po jakimś czasie mogliśmy się już cieszyć pięknym efektem końcowym.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz